Dzieci to nie święte krowy! Można je czegoś nauczyć…

Dzieci to nie święte krowy. Wychowanie.
Idzie sobie człowiek do restauracji… Dziecko skacze w butach po krześle. Matka zadowolona, ojciec też. Dziecko nie wie, że nie wolno, ale skąd ma wiedzieć, skoro nikt mu nie powiedział? Inna sytuacja: dziecko idzie w goście, niby ładnie się bawi, ale każda ściana wymacana tłustymi rękoma. Serce się kraje. Okey dom, to nie muzeum, ale jakieś granice być muszą. Dziecko w obcym miejscu grzebie w szafkach… Gdzie są rodzice? Najczęściej piją w spokoju kawkę i na nic nie zwracają uwagi… Dlaczego? Nie wiem, może sami mają już dość, a może im to nie przeszkadza… Dzieci, to nie święte krowy można im zwrócić uwagę.

Dlaczego rodzice milczą?

Daleka jestem od moralizowania. Niech każdy żyje jak mu wygodnie. Jednak co tu dużo mówić: nie chcę cierpieć z powodu czyjegoś braku zasad. Miejsca publiczne rządzą się pewnymi zasadami i o ile roczniakowi pewne rzeczy się wybacza, to pięciolatkowi już nie, a rodzice są od tego, żeby  te granice wyznaczać i uczyć małego człowieka życia wśród ludzi.

Jak będziesz miała swoje, to się przekonasz

Do póki nie miałam swojego dziecka, to moje opinie na temat innych dzieci były kwitowane kilkoma zdaniami: “Zobaczysz jak będziesz miała swoje, też tak będzie”, “Co Ty wiesz o dzieciach”, “Z dziećmi tak to jest”. Myślałam sobie: cholera jasna może mają rację?
I tak to mam 3-latkę w domu i o ile się zgodzę, że są różne dzieci i że nie z każdym da się wszystko wywalczyć itd. To nikt mi nie wmówi, że stół jest od skakania, a ściany od macania. NIE! Owszem moje dziecko też próbuje to robić, ale nie ma na to mojej zgody. Nie toleruję grzebania w szafach w obcym domu, czy zaglądania komuś w talerz. Nie wyobrażam sobie, żeby tak się zachowywało moje dziecko. Oczywiście jej się zdarza, ale zawsze dostaje sygnał, że nam się to nie podoba.

Prawda jest taka, że normy dopadną każdego

Do sklepu nie chodzimy na nogo, a sąsiadowi zazwyczaj mówimy “Dzień dobry”. Dlaczego więc uważamy, że tego dziecko można nauczyć, a czego innego to już niekoniecznie? W naszym domu stawiamy na rodzicielstwo bliskości i wychowanie bez agresji. Nigdy nie podniosłam na córkę ręki, czasem zdarza mi się krzyknąć, ale nie dajmy się zwariować, jakoś żyć trzeba. Dzieci płaczą i nie muszą być “grzeczne”, ale każdy musi się dostosować do obowiązujących norm. Nawet dziecko! Mówiąc szczerze, gdy widzę rodziców, którzy nie stosują żadnych zasad, nic nie egzekwują, to ręce mi opadają. Czasem zastanawiam się jak oni funkcjonują na co dzień? Ja bym dostała rozstroju nerwowego. Zbliżając się do końca zastanawiam się: dlaczego zaczynamy traktować własne dzieci jak wyrocznie? Dlaczego zdarza nam się myśleć, że musimy im na wszystko pozwalać, wszystko dawać, bo inaczej będą nieszczęśliwe… Moim zdaniem jest zupełnie odwrotnie, ale ja też mogę się mylić. A Wy jak uważacie?
PS Nie chcąc nikogo urazić wyjaśnię, że w artykule piszę o zdrowych dzieciach, bez zaburzeń, które mogą wpływać na zmianę zachowania spowodowaną chorobą.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *