Ojciec wcześniaka nie może się bać

Chcecie wiedzieć, co czuje ojciec wcześniaka? Czy boi się bardziej? Przecież ojciec musi być silny i pewny siebie. Przecież ojciec nie może się bać, prawda? Musi mieć siłę, by wspierać żonę, bo przed nią najcięższe i najbardziej stresujące godziny w życiu… a najważniejszym zadaniem ojca jest być obok i powtarzać, że wszystko będzie dobrze. Mówisz to, choć zdajesz sobie sprawę, że nie wiadomo jak będzie, a każda rozmowa z lekarzem tylko upewnia cię, że może być różnie.

Dzień, który zmienia wszystko

Dzień porodu dla każdego jest stresujący. W przypadku wcześniaka ten dzień przychodzi niespodziewanie. Myślisz, że masz jeszcze czas, nic nie planujesz. Jesteś w pracy, na zakupach czy gdziekolwiek indziej i nagle, słyszysz: “Coś jest nie tak, możesz przyjechać?”. Po chwili jesteś już w drodze do szpitala, a życie przyśpiesza jak bolid Formuły 1. Wszystko dzieje się tak szybko, jakby ktoś uruchomił przewijanie w odtwarzaczu. Nie wiesz, co robić.

Bezsilność jest najgorsza

Przyjazd do szpitala, za chwilę sala porodowa. Lekarze przychodzą, co jakiś czas zadają pytania, wypełniają ankiety. Nie wiem, co myśleć. Obok rodzi inna kobieta, słyszę krzyki, rozmowy, płacz dziecka. Przede mną leży moja ukochana i choć widzę jak cierpi, to nic nie mogę zrobić.

Co dalej będzie?

Dziwny spokój pojawia się dopiero na sali operacyjnej. Jesteśmy razem. Czuję, że wreszcie ktoś się nami zajął. Jednak to była prawdziwa cisza przed burzą. Nie mam pojęcia ile trwała operacja. Wiem tylko, że gdy lekarze skończyli poszedłem zobaczyć córkę. Żona poprosiła mnie, żebym zrobił chociaż zdjęcie. Rozumiecie: ZDJĘCIE, nie można było jej przytulić, nacieszyć się chwilą, poznać. Mieliśmy tylko jedno zdjęcie, zrobione na szybko podczas ważenia.

Dziewczyny są silne

Pamiętam pierwszą rozmowę z lekarzem. Zapytałem co teraz będzie? “Nie wiadomo, ale to dziewczynka, dziewczyny są silne. Proszę być dobrej myśli.” – usłyszałem i wtedy zrozumiałem jak poważna jest sytuacja.
Później było bieganie od oddziału neonatologii do porodówki. Czekanie na informację… Trochę to trwało zanim wyszedł lekarz i powiedział, że dziecko jest wspomagane, ale ODDYCHA. Dodał też, że na razie nic nie można powiedzieć, najbliższe dni będą decydujące. Pozwolił mi wejść na oddział. Zobaczyłem córeczkę w inkubatorze podłączoną do różnych aparatur. Ciężko mi opisać słowami, to co czułem: z jednej strony było to szczęście i duma, a z drugiej strach, przerażenie i bezsilność.

Prezent na Dzień Ojca

Następnego dnia, gdy tylko przyjechałem do szpitala od razu poszedłem do córki. Był to Dzień Ojca. Lekarka, która akurat miała dyżur, pozwoliła mi wziąć dziecko na ręce. Powiedziała, że to prezent dla młodego ojca. Podeszliśmy do inkubatora, a ona odłączyła niektóre urządzenia i dała mi córkę. Nie wiem ile to trwało, byłem w szoku. Nasza córka była taka malutka i bezbronna. Bałem się, że zrobię jej krzywdę, ale była to najpiękniejsza chwila w moim życiu. Żałuję tylko, że nie wiedziałem, że mam prawo robić to częściej. Wtedy w pełni ufałem lekarzom i pielęgniarkom. Wydawało mi się, że jest bezpieczniejsza w inkubatorze. Teraz wiem, że bezpieczniej czuła się u mnie na rękach. Do dzisiaj nie daje mi to spokoju…

Zakupy, zakupy, tylko tak mogę pomóc

Zrobiłem kolejne zdjęcia dla żony i wróciłem na oddział poporodowy. Dostałem listę zakupów (od pampersów w rozmiarze 0, po laktator, sterylizator i inne gadżety). Wreszcie poczułem się potrzebny. Córka walczy o życie, żona dochodzi do siebie po operacji, a ja jedyne co mogę zrobić, to jechać na zakupy. To niewiele,  ale wiem, że to niezbędne, więc czuje się z tym dobrze.

Trzy strzykawki

Następny trudny krok to laktacja. Neonatolodzy cały czas mówili, że najważniejszy jest pokarm. Nie będę tu wchodzi w szczegóły, ale żona dokonała niemożliwego. Naprawdę jestem z niej dumny. Nie zapomnę jak pewnego ranka wysłała mi zdjęcie trzech strzykawek z mlekiem, dla mnie to był sukces porównywalny do złota olimpijskiego.

Mleko matki wcześniaka, strzykawki.

Widzę wszystko jak przez mgłę

Pamiętam pierwszą wizytę żony u naszej córki i to jak bierze ją na ręce. Malutka od razu otworzyła oczy. Ciężko było powstrzymać łzy. Widziałem, że tęskniły za sobą i że wiąże je więź, której nie da się opisać.
Pamiętam codziennie wizyty u lekarzy i pytania jak noc? Czy wszystko ok ? I ciągle wymijające odpowiedzi… Brak pewności, co będzie dalej.
Pamiętam telefony od rodziny, która nie bardzo rozumiała, co się dzieję. Pytania dziadków, czy mogą zobaczyć wnuczkę. Moje tłumaczenia jakby w ogóle do nich nie trafiały.  Dla nich najważniejsze było czy oddycha, czy ma wszystkie kończyny, kiedy wychodzimy i kiedy mogą przyjść nas odwiedzić.
Pamiętam jak zazdrościłem innym facetom przychodzącym do szpitala z fotelikiem i zabierającym rodzinę do domu. Idąc do córki mijałem ich kilka razy dziennie. Ja zamiast fotelika nosiłem lodówkę, a w niej woreczki z mlekiem. Czasami musiałem przyjechać w nocy, mleka nie mogło zabraknąć.
To był taki moment w moim życiu, w którym choć byłem na urlopie, to pracowałem najciężej jak się da. Byłem w takim amoku, że nawet nie pamiętam dokładnie, co się działo. Najważniejsze było realizowanie zadań: zakupy, mleko, szpital. Czuję się trochę jak po wypadku samochodowym, wiem, że to się wydarzyło, ale mam w głowie tylko jakieś wstawki, urywki, przebłyski.

Wyzwaniom nie było końca

U nas na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Po 19 dniach niepewności, codziennych wizyt w szpitalu, antybiotykach, ważeniach,  pytaniach ile przybrała, karmieniu itd. udało się wrócić do domu. Ale to nie był koniec walki o zdrowie naszego dziecka. Nadal obejmował nas szpitalny rygor.
Pamiętam codzienne wpisywanie do zeszytu wagi, podanych leków i ilości pokarmu, który zjadła. Zapisywaliśmy to nawet w nocy.
Pamiętam pobudki, co 3 godziny. Widzę to jak przez mgłę: żona odciąga pokarm, ja wyciągam z lodówki poprzedni, podgrzewam, karmię, przewijam.
Pamiętam ciągłe wizyty u lekarzy. Było ich tylu, że ciężko przypomnieć sobie wszystkie specjalności.
Pamiętam rehabilitację. Płacz córki i małe sukcesy. Wiedziałem, że ktoś zajmuje się moim dzieckiem w odpowiedni sposób, pomaga jej i to pozwalało mi zachować spokój.
Pamiętam też wszystkie sukcesy córki: pierwszy uśmiech, pierwsze słowa, pierwsze kroki, pierwsze zabawy, złości… czas spędzony z nami, z dziadkami. Wszystko, co teraz robi wydaje mi się niemożliwe. Nawet proste rzeczy. Wystarczy, że sama zje zupę, a ja wiedząc przez co przeszła pękam z dumy. Mam to gdzieś, że inne dzieci wcześniej siadały, chodziły, wcześniej zaczęły sikać na nocnik, nie muszą nosić okularów itd. Moja córeczka jest wyjątkowa!
PS Myślę, że ojciec wcześniaka boi się bardziej, ale też docenia i cieszy się bardziej.

 

PS 2 Tekst został napisany przez mojego męża: OJCA wcześniaka z 31. tygodnia. Gdyby nie TY, to nie dałbym rady przetrwać tej walki. Dziękuję, że jesteś.

PS 3 Gdy przeczytałam ten tekst po raz pierwszy, to łzy popłynęły mi po policzkach. Jest tak osobisty, że długo wahałam się czy go publikować, ale wiem, że codziennie ktoś zostaje ojcem wcześniaka i musi podjąć walkę. To dla Was Dzielni Tatusiowie.

O matce wcześniaka przeczytacie tutaj, zobaczcie także alfabet rodziców wcześniaka.

 

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *